Statystycznie połowa ludzi rozwiedzie się w swoim życiu co najmniej raz. Statystycznie co dziesiąty człowiek cierpi na depresję, a co szósty z tej grupy spróbuje odebrać sobie życie. Statystycznie każdy człowiek ogląda sto tysięcy scen przemocy rocznie. Statystyczna kobieta zjada w swoim życiu półtora kilograma szminki do ust. Tylko kim jest ten statystyczny człowiek, ten homo statisticus? I czy rzeczywiście, gdy idzie on na spacer ze swoim psem, to mają statystycznie każdy po trzy nogi?
Współczesny psycholog na niewdzięcznej roli nauki orze trwardą glębę prawdy narzędziami przypominającymi nieco te używane przez człowieka piewotnego: powiązana sznurkami kamienna motyka psychometrycznych testów i drewniany pług badań statystycznych. Tymczasem ukazując owoce swojej pracy przed światem wypina dumnie pierś, niczym przodownik pracy na radzieckim kombajnie. I jak mu sie dziwić, kiedy cały świat czeka zgłodniale na jego szokujące doniesienia, na nowinki, na sensacje ze świata nauki. Przed taką presją staje ten biedny psycholog z motyką w ręku i prezentując wydłubanego z ziemi malutkiego kartofelka, wygłasza wielkie teorie o wielkich ziemniakach. A ludzie pochwycą to i z chęcią przerobią na długie do garnic możliwości frytki z McDonalda. Współczesne nauki społeczne przypominają bowiem fast foody: nie ważne czy to zdrowe, prawdziwe i odżywcze. Ważne, że smaczne i w kolorowym pudełku.
Czy można inaczej? Zamiast kolorowego banera na poczytnym portalu: „Przeklinanie przedłuża życie – dowiedli amerykańscy psychologowie.” Należałoby napisać: pewna grupa badaczy, przeprowadziwszy test statystyczny o danej mocy, na danej grupie badanych, z danym błędem pomiaru, odchyleniem statystycznym, progiem istotności oraz progiem ufności, uzyskłała wynik pozwalający z powiedzieć, że w tej populacji ilość wypowiadanych wulgarnych słów pozytywnie korelowała z długością życia. Tyle. Aż tyle i tylko tyle. Owszem, nikt by tego nie zrozumiał, a nawet jeśli by się w to zagłębił, to ostatecznie nic by go w tym nie zaszokowało. Okazałoby się, że psycholog trzyma w ręku motykę i porywa się z nią na jasne słońce prawdy o człowieku.
Nie da się człowieka zamknąć w statystycznej klatce, w rubryczce, w wyliczeniach, testach i kwestionariuszach. Taka niewola odczłowiecza go aż do zupełnego nieistnienia. Statystyczny Kowalski nie jest twoim sąsiadem, którego mijasz na klatce schodowej idąc rano po zakupy. Jest bliżej nieokreślonym tworem matematycznych operacji, nie mniej abstakcyjnym niż liczba siedem, pierwiastek z dziesięciu, czy dwa silnia. Nie chcę negować zasadności badań statystycznych w naukach społecznych. Z braku lepszych narzędzi badania statystyczne wskazują nam jakiś kierunek, odsłaniają pewien rąbek tajemnicy. Pozwalają wyznaczyć pole dalszych badań. Dają wzkazówki w jaki sposób pracować z jednostką i jak intepretować jej zachownia. Skłaniają do refleksji nad pewnymi zjawiskami. Trzeba tylko mądrze na nie patrzeć. Mądrze, to znaczy krytycznie. Nie zachwycać się tam, gdzie nie ma czym, nie wyciągać nieuprawnionych wniosków. Podarować sobie opychanie sie psychologicznymi fast foodami, którymi karmi nas pop-psychologia. Co z tego, że smaczne, kiedy sztuczne i niezdrowe. Okazuje się bowiem, że w człowieku jest człowieka zwyczajnie więcej niż 100%
Cóż masz zatem począć nieszczęsny psychologu? Do pługa! W pocie czoła uprawjaj niewdzięczną i nieurodzajną ziemię wiedzy, tym jedynym dostępnym ci narzędziem i nie udawaj, że wydaje ona plony większe, niż w rzeczywistości wydaje. Pokornie rób swoje. Nie zniechęcaj sie brakiem spektakularnych odkryć, nie ulegaj presji posmodernistycznego głodu nowinek i sensacji. A w twojej niedoli niech towarzyszą ci słowa Tomasa Edisona, które wypowiedział po setnej nieudanej próbie stworzenia żarówki, gdy przyjaciele prosili go, by dał sobie wreszcie spokój, skoro jak dotąd nic nie odkrył:
„Jak to nic nie odkryłem – mówił – znalazłem już sto sposobów na to jak nie stworzyć żarówki”.