Maria Peszek, historia choroby

0
2286

Maria Peszek, lat 39 – stan psychiczny:

Świadomość: „Bóg opuścił mnie, urwał mi się film”

Orientacja: „zbankrutował mi dzisiaj cały świat”

Nastrój: „taka jestem dziś zmęczona, tak mi dzisiaj bardzo źle, już nie mogę, ja umieram, już nie mogę, nie”

Napęd psychoruchowy: „zamiast serca mam czerwoną, ultraszybką wyścigówkę”

Afekt: „stoję w ciszy po kolana”

Tok myślenia: „za dużo myślę, za bardzo chcę, za mocno czuję, za gęsto śnię”

Urojenia: „wielkim, żółtym wykrzyknikiem jestem dziś”

Niepokój, lęk: „przez zjednoczone stany lękowe w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz”

Natrętne myśli, czynności: „dla was drapię strupy myśli, dla was w supły wiąże słowa”

Sen: „dzieje się ze mną coś niedobrego, śni mi się mięso, śni mi się krew”

Myśli i zamiary samobójcze: „wiem jak umrę i z kim, wielka woda i siwy dym”

Wgląd: „załamanie nerwowe, dzwoń po pogotowie”

Diagnoza: bardzo dobra, trudna i poruszająca płyta

Płyta „Jezus Maria Peszek” ukazała się na sklepowych półkach na początku października [2012 roku – przyp. red.] i od razu wzbudziła duże kontrowersje. Artystka już po poprzednim albumie znana była jako skandalistka nie mająca problemu z łamaniem szeroko pojętych tematów tabu. Po przesyconej seksualnością i radością życia „Marii Awarii”, nikt nie spodziewał się płyty w tak autentyczny i bezpośredni sposób opowiadającej o problemach z własną psychiką. Niedługo po premierze, Maria Peszek udzieliła w „Polityce” szczerego wywiadu, w którym opowiedziała o przeżytym przez nią załamaniu nerwowym, neurastenii, stanach lękowych, panice i bezsenności. Tematy, które zazwyczaj zostają za zamkniętymi drzwiami gabinetów psychologicznych, zostały wyciągnięte na światło dzienne, obnażone, nazwane. Nie można też nie wspomnieć o głosie, jaki zawiera autorka w sprawach takich, jak polski patriotyzm, istnienie Boga, czy kwestia świadomej decyzji o macierzyństwie. Chciałabym jednak skupić się na tej części płyty, która jest podróżą do centrum ogarniętego chorobą umysłu.

Piosenką otwierającą album jest utwór „Ludzie Psy”, w której autorka ogłasza się „śmieciową królową” stającą na czele „kundli, odmieńców, śmieci, wariatów”. Patrząc na szum, który podniósł się zaraz po premierze, uznać można jej słowa za kluczowe. Maria Peszek mówiąc głośno o sprawach zamiatanych pod dywan, stanęła na czele wszystkich, którzy z powodu choroby psychicznej czują się odrzuceni, gorsi, samotni. We współczesnym społeczeństwie tabu związane z problemami psychicznymi wciąż nie zostało przełamane. Jedynym akceptowalnym słowem jest „depresja”, jednak jej medialny wydźwięk oscyluje gdzieś między smutkiem, a przygnębieniem. Tak określono też stan Marii Peszek. Wśród recenzji i artykułów wciąż przewijały się nagłówki „depresja znanej piosenkarki”, „czy nie zaszkodzą jej wyznania o depresji?”, „depresyjna płyta”. Ironiczne komentarze głosiły, że prawdziwą depresję przeżyć można w obskurnym mieszkaniu, a nie leżąc na hamaku w ciepłych krajach. Sama autorka w programie Kuby Wojewódzkiego zaprotestowała – „ależ k****a jego mać, tam nie ma słowa o depresji! w jakiej my jesteśmy dupie w tej Polsce naszej umiłowanej, kiedy wystarczy powiedzieć o skrajnym przeżyciu psychicznym i masz natychmiastowo tę łatę depresji”. Tymi dość ostrymi słowami obnażyła duży problem świadomości publicznej związanej z chorobami psychicznymi. W świadomości tej występują trzy stany – człowiek zdrowy, chory na depresję (czyt. przygnębiony) lub tytułowy człowiek -pies (chory, odizolowany, o którym nie mówi się głośno).

Kolejny utwór na płycie to „Nie ogarniam”. Jest on swoistym wołaniem o pomoc osoby przeżywającej załamanie nerwowe. Już sam szybki rytm utworu i krzykliwy refren wprowadzają słuchacza w stan niepokoju. Zmęczenie, poczucie że samemu nie da się już rady, ambiwalencja („ściana płaczu, ściana śmiechu, zamiast jednej ściany dwie”) wszystko to przeplecione rozpaczliwym wołaniem. Utwór ten opowiada o kresie wytrzymałości, momencie, gdy ból jest tak silny, że pojawia się świadomość, że samemu nie można już sobie poradzić („dzwoń po pogotowie!”).

Następna piosenka na płycie jest odzwierciedleniem stanu manii. Już sam tytuł „Wyścigówka” oddaje to charakterystyczne samopoczucie. Przyspieszenie toku myślenia i pobudzenie ruchowe podkreśla dodatkowo szybkie tempo utworu i śpiew przechodzący w krzyk, który przypomina maniakalny słowotok („Nie przerywaj, nie przerywaj mi!”). Maria porównuje swój obecny stan do wielkiego, żółtego wykrzyknika, który kontrastuje z małym, czarnym pytajnikiem, jakim była przez poprzednie dni.

Inny utwór, traktujący o stanie psychicznym to „Żwir”, jednak tu oprócz opisu towarzyszących artystce emocji znajdziemy też inne kwestie. Można odnieść wrażenie, że i w tym tekście znajduje się wołanie o pomoc („ej, czy ktoś słyszy mnie? ej,tu jestem na dnie”), jednak jest ono niezauważalne, to wołanie wyrażone poprzez ciszę, samotność, smutek, często niedostrzegane nawet przez bliskich. Na uwagę zasługuje też kontrowersyjny refren – złowrogo szeptane obelgi, które są przeważnie częścią codzienności ludzi chorych, upokarzanych i stygmatyzowanych przez innych, ale też nierzadko przez siebie zgodnie ze stereotypem „wariata” („psychol, świr, goń się, ssij, psychol, świr, niech żre żwir”). Nakręcającą się spiralę nienawistnych głosów kończy zdanie – „każdego dnia siedemnastu z nas z parapetu okna skoczy zatrzaskując oczy”. Statystyka jest tak samo okrutna, jak rzeczywistość przedstawiona w utworze.

O lęku, zmieniających się nastrojach, wizjach i snach opowiada utwór „Pibloktoq”. Historia o wędrówce w tajgę, o śniegu, mrozie, ale i mięsie i krwi przypomina powolną podróż w chorobę, zapadanie się w nią głębiej i głębiej aż do punktu granicznego („przez zjednoczone stany lękowe w śmierć zaprzężony ciągnie mnie wóz”).

Choroba psychiczna, załamania nerwowe, problemy z sobą były do tej pory w świecie kultury masowej tajemnicą poliszynela. Maria Peszek złamała to tabu. Jej szczery wywiad oraz płyta dały wielu osobom siłę do mówienia o swoich trudnościach, o czym świadczą zarówno pozytywne, jak i negatywne komentarze. Ciężko pozostać obojętnym wobec tak otwarcie opowiedzianej historii. Artystka obnażyła dotkliwą kwestię stygmatyzacji osób chorych, pokazała że czasem prośba o pomoc może być cicha, że siedemnaście osób dziennie nie popełnia samobójstwa bez powodu. Powiedziała głośno, że istnieją inne choroby niż depresja i mogą w pewnym momencie życia dotknąć każdego człowieka, niezależnie od wykształcenia, zawodu, posiadanych pieniędzy. Choć nie ma o tym mowy na płycie, patrząc na uśmiechniętą Marię, na energię jaką generuje z siebie na koncertach, można stwierdzić, że uwidoczniła też inną, ważną rzecz – że z takim stanem zagubienia można sobie poradzić, że dzięki wsparciu bliskich i terapii możliwe jest powtórne stanięcie na dwóch nogach o własnych siłach. Myślę, że Maria Peszek opowiadając swoją historię pomogła psychologii bardziej niż niejedna kampania społeczna.