Wywiad z Adrianną Sobol – psycholożką, psychoonkolożką, psychotraumatolożką Kliniki Onkologicznej Magodent w Warszawie; terapeutką, współzałożycielką Centrum Wsparcia Psychologicznego INEO; wolontariuszką jednej z warszawskich fundacji onkologicznych; współautorką programu terapeutycznego dla otwartych grup wsparcia pacjentów onkologicznych.
Szukając tematu do rozmowy z ciekawym człowiekiem postanowiłem wtargnąć na „cienki lód” psychoonkologii i psychologii egzystencjalnej. Obszar w naszej kulturze mroczny, omijany i niedoceniany. Mimo bogatego dorobku autorów światowego formatu, takich jak Elisabeth Kübler-Ross, Irvin Yalom, Victor Frankl, Carl Simonton, a przede wszystkim wielkich klasyków: Epikura, Nietzschego czy Heideggera, którzy położyli podwaliny pod badania nad ludzką egzystencją, nadal niełatwo pisać jak i czytać o śmierci. Dlaczego tak jest? Działa tu towarzyszący nam przez całe życie lęk przed nią. Przyczajony w przedświadomości determinuje wszystkie nasze działania i daje o sobie znać, kiedy znajdziemy się na życiowym rozdrożu. Tak jest w przypadku choroby nowotworowej. Twierdzę, że śmierć uczy życia najlepiej. Teza ta wywołuje u moich rozmówców skrajne emocje. Czy jestem w tym sądzie odosobniony? Co na to ci, którzy strzegą granicy życia i śmierci? Co na to ci, którzy byli lub są blisko tych, których dotyczy to bezpośrednio? Porozmawiajmy o chorowaniu i wracaniu do zdrowia, szczęściu i nieszczęściu oraz o tym, co jest najważniejsze.
Ada, znamy się już jakiś czas. Miałem przyjemność prowadzić z tobą grupę wsparcia dla pacjentów onkologicznych. Dużo rozmawiamy o naszej pracy, analizujemy przypadki – tak naprawdę nasze kontakty to psychologiczny warsztat. Jednak dopiero teraz dotarło do mnie, że nie wiem nic o Adriannie Sobol jako o człowieku. Wiele społecznych ról pełnisz w życiu i choć nie mam zamiaru unikać tu onkologicznego kontekstu, a wprost przeciwnie, dowiedzieć się jak wpływa na całokształt Twojego funkcjonowania jako człowieka, to chciałbym porozmawiać o Tobie. Ada, co ty tu robisz? Czy to jest miejsce dla młodej, wykształconej psycholożki? Czy praca tutaj może dawać satysfakcję i poczucie zawodowego spełnienia?
Jeśli chodzi o miejsce, to jak najbardziej. Na początku często słyszałam pytanie: „Po co ci w ogóle ta psychoonkologia?”. „Jesteś przecież młoda – mówili – powinnaś zajmować się życiem”. A ja mierzę się tutaj ze śmiercią. Mój mąż nazywa mnie aniołem śmierci, a to jest nieprawda. Kompletnie nieprawda. Trzeba zmienić ten funkcjonujący dziś obraz psychoonkologii. Ja jestem tu dlatego, żeby dawać ludziom nadzieję, a kiedy nie mogę już jej dać, prowokuję pewne życiowe zmiany, nawet jeśli na bardzo krótko. Bo choroba postępuje i czas jest ograniczony. Ja tutaj widzę działanie. Działanie to raz, a dwa, to nie jest tak, że rak oznacza tylko śmierć. To okazja do konfrontacji z wieloma innymi problemami, które pod różnymi postaciami dają o sobie znać. To również szansa na zmierzenie się z samym sobą, z własnym lękiem – możliwość przepracowania różnych bolesnych doświadczeń, nie tylko na płaszczyźnie „ja i choroba”. Oczywiście, pod hasłem „choroba” kryje się znacznie więcej – wszystkie przeszkody kumulujące się nieraz od lat: w domu, w pracy, w relacjach z innymi ludźmi… Mamy pracować nad postrzeganiem choroby, a tu jest mnóstwo innych, trudnych zagadnień. I często wielkie wyzwania dla psychologa i dla pacjenta. Chciałabym uniknąć takiego rozumienia, że ja mam kogoś przeprowadzić na drugą stronę. To nie do końca jest moją rolą.
Czy kiedy nagle przychodzi choroba, może być ona wynikiem braku w życiu higieny psychicznej, nie tylko zaniedbaniem sfery soma? Mówi się tyle o rozmaitych przyczynach wywołujących nowotwory, cytuje się najnowsze wyniki badań, ale tak naprawdę etiologia raka nie została jednoznacznie określona. Coraz częściej jako źródło chorób nowotworowych wskazuje się psychikę człowieka destabilizowaną w różnych okolicznościach. Czy koncepcja destabilizacji sfery psyche spowodowana stratą lub traumą ma sens? Czy ta „eksplozja” wywołująca spustoszenie w organizmie, a następnie chorobę, może być wynikiem pewnych trudnych życiowych wydarzeń?
Zacznijmy od tego, skąd pojawia się choroba onkologiczna. Odchodzimy już od koncepcji opartych na genetyce, ponieważ według aktualnych badań odpowiada ona jedynie za 5% zachorowań. Stawia się bardzo poważnie na obciążenia psychiczne i przewlekły stres. Nie znaczy to, że należy pomijać kwestie odżywiania i pogarszającej się jakości żywności, ale według mnie koncepcja psychologiczna ma mocne podstawy. Choroba nowotworowa to wielki znak stop. Dla każdego. Dla mnie również, bo dzięki moim pacjentom bardzo dużo się nauczyłam.