Śmierć, która uczy żyć

0
5594

Wielu twoich podopiecznych to osoby wierzące, nierzadko bardzo głęboko. Na ile wiara pomaga im w trudnych chwilach? Co o tym myślisz jako psycholog?

Wiara pomaga bardzo. Pomaga w sposób trudny do przecenienia. Szanuję to i traktuję jak zasób psychiczny, silny mechanizm. Wiara daje nadzieję, a nadzieja daje życie i umiera ostatnia. Chory często odnajduje wiarę lub wraca do niej w czasie choroby. Nie neguję tego, ale wykorzystuję wszystko, co pomaga, jest zdrowe lub wywołuje pozytywne myślenie – bez znaczenia, czy to medytacja, czy jakakolwiek wiara.

Jakie relacje obserwujesz między swoimi podopiecznymi? Czy potwierdzasz, że sytuacje trudne, kryzysowe lub wręcz traumatyczne przyczyniają się do tworzenia silnych relacji między ludźmi?

Mam ciekawe obserwacje w tej kwestii. Szpitale zawsze kojarzyły się z odwiedzającymi, ale placówki onkologiczne są inne, ponieważ nie ma tu wielu odwiedzających. Pacjenci integrują się niezwykle mocno. Tworzą się przyjaźnie dosłownie na śmierć i życie. Trudno znaleźć na jakiejkolwiek płaszczyźnie relacji silniejsze spoiwo niż tu, gdzie krzyżują się dwa światy. Nie sposób mieć silniejszych doświadczeń niż te pisane prozą życia z nowotworem. Podobne funkcje pełnią fundacje skupiające osoby, które łączy wspólna historia chorowania. To daje siłę. Wszelkie formy spotkań terapeutycznych – warsztaty czy grupy wsparcia – są po to, aby ludzie się nawzajem usłyszeli. I, jak widzimy, chcą to robić. Odnajdują wtedy wspólne historie, przekonują się, że nie są sami, co więcej, mają identyczne obawy i podobnie chorują. Pacjenci uświadamiają sobie, że pewne objawy są charakterystyczne i mijają. To jest terapia, która przynosi znakomite rezultaty.

Co chciałabyś przekazać chorującym czytelnikom, ich zdrowym bliskim i wszystkim tym, którzy dysponują wiedzą na temat raka ukształtowaną tylko przez krążące na jego temat mity? Czy zgodzisz się ze mną, że ten onkologiczny świat pełen jest legend?

Chciałabym, abyśmy skutecznie weryfikowali funkcjonujące na temat raka mity. Życzę wszystkim, którzy bezpośrednio lub pośrednio zetknęli się z chorobą, aby potrafili odróżniać fałszywe opinie od tych zgodnych z rzeczywistością. Nieprawdą jest, że rak zawsze oznacza najgorsze. Oczywiście, to poważna choroba, liczba zachorowań jest duża, ale medycyna radzi sobie z rakiem coraz lepiej. Faktem jest także często destrukcyjne myślenie o chorobie i zafałszowany jej obraz. Nie zgadzam się, że nowotwór to dopust boży, kara za grzechy, a kontrolę nad chorobą mają tylko nadprzyrodzone lub zewnętrzne siły. Szanuję naturalnie wszystkich moich wierzących pacjentów, czerpiących siłę z modlitwy i wykorzystujących sensownie swoją wiarę, ale cierpienie nie uszlachetnia i nie warunkuje naszych ewentualnych pośmiertnych losów.

Tylko jak pomagać w zrozumieniu raka?

Rozmawiać otwarcie, obalać mity i opierać się na wiedzy empirycznej, której dostarczają specjaliści. Musimy kształtować zdrową świadomość choroby nowotworowej w społeczeństwie. To, co działo się po śmierci Anny Przybylskiej, powodowało uwstecznienie tego myślenia. Odejście osoby publicznej w ohydny sposób zostało wykorzystane przez media dla celów marketingowych. W jakiej mierze na innych chorujących wpływa przedstawianie śmierci z tak intymnymi szczegółami i bez poszanowania godności? Co oni mają myśleć? W jaki sposób mogą oceniać swoje szanse na wyjście z choroby, kiedy nowotwór pokonuje bohaterów i postaci niemal symboliczne? Dlaczego nie piszemy tyle o sukcesach medycyny, o tym, że istnieje sedacja paliatywna, że śmierć kiedyś przyjdzie, ale nie musi wyglądać jak scena z horroru, że są możliwości, wsparcie, coraz silniejsza grupa ludzi, którzy chcą pomagać, trwać przy pacjentach, wygrywać przy ich boku bitwy i wojny z chorobą? Co z psychologią egzystencjalną, która oswaja śmierć? To nie są niestety poczytne teksty. Kontrowersyjne, jak to mówią. Brniemy w kontekst nie konstruktywny, ale destruktywny, nie uświadamiamy, ale siejemy strach. Czytamy, że na raka takiego a takiego umiera co któryś człowiek. I na tym koniec. Co budujemy w ten sposób? Psychozę. Zaledwie kilka publikacji, w większości branżowych, mówi o 50-procentowym wzroście liczby samobójstw. Proszę pamiętać, że my wszyscy – żyjący w patologicznych systemach rodzinnych, szefowie, partnerzy, redaktorzy, dziennikarze… – mamy udział w tych statystykach. Jaki jest nasz wkład? Czy pozytywny? Proszę odpowiedzieć sobie na to pytanie.

Kim jest Adrianna Sobol po pracy? Czy da się w ogóle być po pracy i czy to potrafisz? Ile z tego, co jest tutaj, przynosisz do domu?

Jak wcześniej mówiłam, jest to zawód, który wymaga ode mnie higieny psychicznej. Muszę mieć poukładane życie prywatne, żeby to robić. Inaczej się nie da. Po pracy jestem mamą, żoną, mam znajomych i czas dla siebie. Nie uznaję tu kompromisów. Ale mam też problemy, które rozwiązuję. Jak każdy człowiek.

 Wiem o twoim zaangażowaniu w działalność charytatywną. Organizacji funkcjonujących w kręgu onkologii jest wiele. Co oferują, a jeszcze co mogłyby dawać?

Na oddziale jest praca, a to jest misja, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Chcę czuć się potrzebna. Realizuję swoją wizję psychoonkologii, a Fundacja to szersze horyzonty, moje okno na świat, przez które staram się zmieniać onkologiczną rzeczywistość. Czy to powołanie? Chciałabym widzieć, że robię tak dużo i tak dobrze, że to jest powołanie. To tak w skali globalnej. A na co dzień Fundacja wspiera finansowo leczenie pacjentów, którego nie refunduje NFZ, organizuje szereg aktywności: rehabilitacje, warsztaty dietetyczne, coachingowe, edukacyjne, oferuje profesjonalną pomoc psychologiczną, grupy wsparcia z udziałem wolontariuszy specjalistów, a także ludzi chorujących aktualnie lub w przeszłości, których doświadczenia są dla nas bezcenne. Czego brakuje? Profilaktyki zdrowia psychicznego. Trzeba zdrowo myśleć, żeby zdrowo żyć. Nie ma sensu wykładać pacjentowi post factum, że praca po 16 godzin na dobę i jeden posiłek fast food doprowadziły do choroby. Chcę, aby wiedział wcześniej, że układa sobie życie w sposób, który może go pozbawić możliwości skorzystania z dorobku materialnego czy rodzinnego szczęścia. Tak wiele zależy od nas i nie zawsze tak trudno coś zmienić. Stawiam tu na profesjonalizm poradnictwa i pomocy psychologicznej, psychiatrów i terapeutów.

Pacjenci potrzebują pomocy psychologicznej, to jest jasne. Na ile jednak gotowi są ją przyjąć? Czy jest to grupa podatna na kontakt terapeutyczny?

Z tym bywa różnie, jednak obowiązuje kilka zasad. Po pierwsze, chorzy nie chcą słuchać pytań w rodzaju: „Jak się czujesz?”. Nie chcą być stygmatyzowani i nie chcą litości. Chcą się czuć normalnie. Kontynuują często aktywność zawodową i traktowanie ich w szczególny sposób to nie jest dobra droga. Dlatego właśnie psycholog potrafi rozmawiać z chorym inaczej, wywołać określone reakcje. Nie znaczy to, że rodzina ma złe intencje, po prostu my jesteśmy po to, aby pewne sprawy uświadamiać i pomagać kształtować pozytywną relację w trudnych, nowych warunkach. Deklarujmy wsparcie, nie litość. Po drugie, system rodzinny ma taką charakterystyczna cechę – jeśli jeden tylko element niedomaga, cały układ choruje. Bardzo rzadko rodzina zgłasza się po poradę do psychologa, a najczęściej bardziej jej potrzebuje. Stan chorego wpływa na zdrowych bliskich, ponieważ obawy pochodzą z tego samego źródła. Paradoksalnie, im bardziej pomoc jest potrzebna, tym trudniej ją przyjąć. Choroba trwa kilka miesięcy lub wiele lat, natomiast funkcjonowanie w warunkach chronicznego stresu i lęku prowadzi do sytuacji, kiedy powrót do zdrowia nie oznacza powrotu do tego samego życia, jakie było przed chorobą. Staje się ono koszmarem. Człowiek, który pokonał raka, zapada nagle na grypę, a wysoka temperatura jest w stanie wyzwolić u niego lub kogoś z najbliższego otoczenia epizod depresyjny. Każdy symptom odczytywany jest jako wznowa choroby nowotworowej – tu jest zagrożenie. To dlatego sfera psyche jest tak ważna. Nie jest łatwo wyobrazić sobie świat dziecka obserwującego chorobę jednego z rodziców. Tak, dzieci doskonale odczytują sygnały i, niestety, jednocześnie na różne sposoby manifestują swoje przerażenie. Niejednokrotnie rodzicom trudno to zaobserwować, a w pewnych fazach rozwojowych kryzys taki potrafi wpłynąć na całe przyszłe życie. Dziecko musi wiedzieć, co się dzieje, dlaczego mama nie gotuje obiadu od trzech miesięcy, a tata nie pomaga w lekcjach. Jeśli dla dorosłego człowieka brak wiedzy na temat przebiegu choroby jest źródłem silnych przeżyć, dla dziecka jest katastrofą – świat, którego nie rozumie, rozpada się. Interwencja psychologiczna jest w takiej sytuacji niezbędna.

1
2
3
4
5
Poprzedni artykułWygodne, cyfrowe odrętwienie
Następny artykułDzieci i młodzież z tłem migracyjnym
mgr Artur Kultys Dyplomowany psychoonkolog, absolwent UJ, psycholog, absolwent UKSW, interwent kryzysowy, terapeuta, coach kryzysowy, absolwent SWPS. Aktywny Członek Polskiego Towarzystwa Medycyny Paliatywnej. Aktywny członek Polskiego Towarzystwa Terapii EMDR. Aktualnie pracuje jako psychoonkolog w Domowym Hospicjum Caritas, zapewniając swoim podopiecznym i ich rodzinom wsparcie psychologiczne. Współpracuje z Fundacją onkologiczną OnkoCafe (wcześniej Rak’n’Roll). Na co dzień prowadzi specjalistyczną poradnię psychologiczną. Jest autorem badań dotyczących deficytów funkcji poznawczych w chorobach afektywnych, współautorem publikacji na temat wpływu leków przeciwpsychotycznych II generacji na funkcje kognitywne w schizofrenii, a także współautorem monografii „Niepełnosprawność Intelektualna” pod redakcja K. Bobińskiej, T. Pietrasa, P. Gałeckiego w temacie Zespół Retta i Niepełnosprawność Intelektualna a autyzm. Uczestniczył w licznych stażach i szkoleniach z dziedziny psychologii klinicznej, neuropsychologii i psychoonkologii. Były członek Grupy Ratownictwa PCK Warszawa, wolontariusz i działacz charytatywny. Miłośnik turystyki górskiej i taternictwa, członek Klubu Wysokogórskiego Warszawa. Na co dzień poszukujący nowych wyzwań i możliwości rozwoju osobistego i zawodowego, za priorytet przyjmując dobro pacjentów i podopiecznych.