Emilia Kubaszak „Żar prawdy” [recenzja]

0
1262

„Świat jest szambem, a ludzie toną w nim niczym niestrawiony pokarm. Ale da się pływać po powierzchni, a kluczem do tego jest poznanie prawdy”– to jedna z pierwszych „nauk”, jakie pojawiają się w książce Emilii Kubaszak pt. „Żar prawdy”.

Ten literacki debiut, dzięki bardzo dobrym działaniom marketingowym, został w Polsce znacząco nagłośniony. Blogerki, współpracujące z wydawnictwem Oficynka, wręcz prześcigały się w zachwytach:

„Jeśli lubicie głębokie i przemyślane powieści psychologiczne okraszone tajemniczością i mrocznym, chwilami nostalgicznym klimatem, to jest to powieść, która z pewnością Was nie rozczaruje”. (nieterazwlasnieczytam.blogspot.com)

„Autorce udało się stworzyć powieść prawdziwie przejmującą, nieszablonową, pełną skrajnych emocji, tajemnic i skomplikowanych relacji rodzinnych. Niezwykle wiarygodnie prowadzi nas przez meandry ludzkiej psychiki obnażając bezlitośnie jej słabości (…)”. (cyrysia.blogspot.com)

Właśnie twierdzenia o psychologicznej głębi książki sprawiły, że trafiła ona do recenzji Inspiracji Psychologicznych. Faktycznie, utwór zawiera wiele interesujących wątków. Bo czego tutaj nie ma? Jest konflikt na linii rodzice – dziecko. Jest rozpaczliwe poszukiwanie prawdy o swoim pochodzeniu. Jest i toksyczny związek z egoistycznym partnerem… A nawet uwikłanie w sektę. To wszystko zostało upakowane na nieco ponad 300 stronach. Jak więc łatwo można się domyślić, każdy spośród tych tematów jest jedynie powierzchownie dotknięty. Autorka porusza trudne zagadnienia, ale nie zagłębia się w nie, nie stara się nadać poruszanym kwestiom, chociażby znamion psychologicznego realizmu.

Aby nie być gołosłowną, muszę niestety zdradzić nieco treści.

Wyobraźmy sobie zatem młodą dziewczynę. Właśnie skończyła studia, udało jej się dostać dobrze płatną pracę, w której czuje się spełniona. Ma też kochających, troskliwych rodziców. Jedyne, co mąci jej szczęście, to podejrzenie, że została adoptowana.

Za pośrednictwem przyjaciółki poznaje mężczyznę, który na pierwszym spotkaniu podaje jej pigułkę gwałtu, a na drugim zabiera na tajne spotkanie sekty, podczas którego odbywa się grupowa orgia. W trakcie kolejnego spotkania, nasza bohaterka oznajmia, że chce się uczyć od niego „prawdy”. Zgadza się być mu całkowicie posłuszną – m.in. oddać 3 następne wypłaty, a z każdej kolejnej 75% procent przelewać na konto sekty. Tak po prostu.

Następnie uczestniczy w kilku spotkaniach jako uczeń i obserwator. Kiedy mężczyzna uznaje, że jest gotowa, by stać się pełnoprawnym członkiem, dziewczyna otrzymuje kolejną pigułkę i przez cała noc jest brutalnie gwałcona przez członków sekty. Rany po tym nosi jeszcze przez długi czas. Mimo to, wraca na kolejne spotkanie…

Czy racjonalny człowiek, posiadający poukładane życie, wikłałby się w związek z ludźmi, którzy na powitanie go gwałcą? Czy oddawałby im swoje wynagrodzenie, by wspierać działania niepoparte w zasadzie żadną konkretną, a tym bardziej porywającą, ideologią? Brzmi to jak fantazja osoby, która nie zadała sobie trudu, by starać się, choć w przybliżeniu, przeniknąć istotę tego, o czym pisze.

Taki sposób przedstawiania tej kwestii wręcz obraża osoby, które stały się prawdziwymi ofiarami sekty. Osoby, które, zanim uległy i podporządkowały się guru, najpierw przez długi czas były bombardowane „miłością” i troską, poddawane psychologicznej manipulacji i praniu mózgu. Które były czarowane uwodzicielską ideologią i stopniowo izolowane od otoczenia, by łatwiej dać się omamić.

Bohaterka, ofiara wielokrotnego gwałtu, radzi sobie z tym faktem wręcz błyskawicznie. Na dwa miesiące chowa się przed światem… Po czym idzie na randkę. Żadnych koszmarów sennych, żadnych stanów lękowych…. Oczywiście można się tylko cieszyć, że jest taka „dzielna”, ale czy w prawdziwym życiu faktycznie tak to by wyglądało? Wiadomo, każdy z nas jest inny i każdy reaguje inaczej. Ale objawy zespołu stresu pourazowego mogą się utrzymywać przez wiele lat.

Osoba, która latami jest nękana koszmarami, u której tworzą się lęki, napady paniki, która izoluje się od otoczenia i nie potrafi się odnaleźć, potrzebuje przede wszystkim wsparcia i zrozumienia.  Dlatego takie przedstawianie procesu zdrowienia w literaturze popularnej krzywdzi prawdziwe ofiary, w pewnym sensie odbierając im prawo do ich cierpienia, do długotrwałego dochodzenia do siebie, każąc im jak najszybciej wracać do normy i zapomnieć. Utrwala też, niestety dosyć powszechne, potoczne myślenie o tym, że gwałt „to nic takiego”.

Owszem, w książce są to wątki poboczne, jedne z wielu. Skoro jednak reklamowana jest m.in. jako powieść psychologiczna, czy też jako utwór zawierający wiele prawd życiowych, nie można nie podkreślić istnienia w niej tak poważnych niedociągnięć. Są one zauważalne także odnośnie innych, poruszanych tam kwestii.

Czy w takim razie warto ją przeczytać? Tak, ale traktując po prostu jako lekką, niewymagającą lekturę. Byleby nie nastawiać się na głęboką, logicznie spójną powieść psychologiczną. Jak stwierdził Karol Dickens „Są książki, których grzbiety i okładki stanowią najlepszą ich część”. A nie da się zaprzeczyć, że „Żar prawdy” ma naprawdę ładną okładkę… Warto wyrobić sobie własne zdanie na temat samej zawartości książki.